Wspomnienia

Kronika spisana przez Władysława Karpetę

Pisownia w tekście zachowana z oryginału.
[WN: ] – wstawki ks. prałata Władysława Nowobilskiego

Wstęp do kroniki

Z wolna nadchodził pamiętny dzień 5 listopada 1972 r. Była to niedziela, jakże odmienna od tych, któreśmy przeżyli. Od wczesnych godzin rannych grupy i grupki ludzi, ze wszystkich stron wioski Cisiec, kierując się głosem własnego sumienia w jednym podążają kierunku z Ciśca Małego, od drogi cesarskiej, Barani i od strony Węgierskiej Górki.

Idą skupieni, spokojni, aby nie budzić tych, co jeszcze śpią spokojnie po trudach całodziennej pracy. Chociaż jest niedziela, jedni niosą ze sobą narzędzia pracy i ubrania robocze, wszyscy ubrani ciepło, bo to już późna pora jesieni.

Miejsce obrane dla wszystkich leży w centrum wsi, na miejscu starej, nieczynnej od lat piekarni. Tutaj już widać rozpoczętą budowę, nagromadzony materiał i częściowo rozebraną piekarnię i przylegające do niej stare, walące się szopy. Ci co przyszli prędzej – cierpliwie czekają na tych, co jeszcze nadejdą, jeszcze inni szybko szykują miejsce do odprawienia Mszy św. 

Widać, że do wielkiej roboty lud ten się przygotował.  Od jednej z grup wychodzi młody kapłan, który drugi rok jest u nas, uczy nasze dzieci religii,  jest też siostra zakonna,  która przyjechała w odwiedziny do krewnych.

[s. 2]

Niedziela godz. 6-ta  kapłan rozpoczyna Mszę św., odprawia ją na pustakach z tyłu budowy [WN: w ramach fundamentów rozpoczętej budowy dwurodzinnego budynku],  tłum ludu skupił się wokół swojego pasterza, jak armia wokół wodza czekając na rozkaz. Na słowa kapłana odpowiada  gremialnie – śpiewa pieśń za pieśnią, echa jej niesie lekki wiatr doliną rzeki Soły, potokami i wąwozami rozpływa się wśród szarych pól jesieni, ociera się o grzbiety miedz i szczyty  gór – aby jak najprędzej dotrzeć do Stwórcy i zwiastować nowinę. W Ofierze biorą udział wszystkie warstwy społeczności, jednak nie wszyscy o tym wiedzą. Są momenty wzruszające, w dni robocze lud  zrasza ziemię potem – a dzisiaj łzami, –  śpiew łamie łkanie  i szloch – przy którym wstępuje w nich jakaś niewidzialna siła męstwa i odwagi wraz z tutejszym zawziętym uporem. Dzisiaj jednak wszystkich podnieca na duchu jakiś błogi nastrój. 

Wpatrzeni w kapłana przez załzawione i zamglone oczy widzą niektórzy sylwetkę nowego kościoła. Wiara ojców rozpiera im piersi, coraz głośniej potężnieje echo śpiewanych pieśni do Matki i Ojca Niebieskiego. W duchu przebaczają sobie urazy i nieporozumienia, jakie panowały od lat między małym i dużym Ciścem. Nie pamięta nikt z najstarszych takich uroczystości – była kiedyś msza święta polowa poświęcenie  sztandaru KSM – lecz nie taka jak dzisiaj – mawiali miedzy sobą starsi.

[s. 3]

Ofiara św. dobiega końca – słowa kapłana zamieniają się w czyn, którego nie oglądała jeszcze ludzkość tego świata. Brak tylko fotoreporterów do zdobycia bogatego materiału – nie, oni tu być nie mogą!

Posłuszny dzisiaj własnemu sumieniu lud Cisiecki z Bogiem i dla Boga rozpoczyna budowę swojej świątyni. Murarze, cieślowie, elektrycy, pomocnicy wszystkich zawodów zajmują ochoczo stanowiska. 

Roboty będą wykonywane odwiecznym prymitywnym sposobem, bez planu i nadzoru technicznego,  z mate[riału],  jak pustaki i cegła z rozbiórki piekarni.

Niedziela godz. 8-ma wszystko kręci się, jak wielki mechanizm. Murarze zajęli mur na całej długości.  Pomocnicy podają materiały – kilka grup przygotowuje zaprawę – 

jeszcze inni rusztowania – kobiety rozbierają mury piekarni, czyszcząc równocześnie cegłę i podają na rusztowania. Cieślowie w pobliżu składają i obrzynają więźbę – pracuje cyrkularka na pełnych obrotach. Na plac bez przerwy wjeżdżają furmanki z drewnem,  deskami,  cegłą, pustakami,  cementem i narzędziami do pracy.

Wyładunek materiałów wprost błyskawiczny. Młodzież nasza obojga płci bierze czynny udział – widać ją  wszędzie, budząc podziw i uznanie wśród starszych – tak godnych będziemy mieli następców.

[s. 4]

Kobiety starsze i te dla których nie starcza pracy wyciągają różaniec i modlą się,  proszą Boga o pomoc i przyjęcie Ofiary, którą Mu dzisiaj lud zgotuje. Na posterunkach pracy widać cały rodziny, synów z ojcami, matki z córkami. Siostra zakonna w habicie pracuje bez wytchnienia przy zaprawie. Kapłan, jak dobry i wierny pasterz, w przebraniu roboczym nie schodzi z placu budowy, jest wszędzie i przy wszystkich, przyswaja wiadomości fachowe. Jemu to Bóg powierzył dodatkowe czynności. Zrozumiał swoje powołanie,  że kapłan w XX w. nie może być urzędnikiem kościelnym, przeznaczonym do wypełniania obrzędów liturgicznych, lecz musi znać wszystkie ścieżki i drogi podejścia do dzieci, których uczy, do młodzieży, aby krzewić u niej zdrowego ducha i urabiać światopogląd na wartościach najwyższych – musi posiadać zasoby wiedzy,  praktyki,  aby rozprószyć zakorzeniony upór i fanatyzm, a przede wszystkim dość siły i odwagi do przezwyciężenia ścierających się prądów obecnego świata. Rola dzisiejszego kapłana jest bardzo trudna, ciężka i odpowiedzialna przed Bogiem i ludem, nie każdy jej może podołać. Tobie, ks. Władysławie, Bóg powierzył dzisiaj najwyższe zadanie – dźwigać z nami Krzyż Cierpienia. Tutaj na tym miejscu można wszystko dojrzeć – nawet to,  z czym jeszcze oko ludzkie się nie zetknęło i ucho nie słyszało.

[s. 5]

Teren budowy przedstawia jedno mrowisko, gdzie ludzie z weselem ducha i radością, zadowoleniem i po mistrzowsku wykonuje swoje zadanie. Widać  nadmiar rąk, a wszyscy chcą pracować na zawołanie cegły lub malty dziesięciu i więcej [?] biegnie z materiałem. Przezorniejsi sami wyszukują sobie pracę – nakładają zaprawę na cegłę, zalewają i podnoszą pustaki.  

Z przejeżdżających pociągów, autobusów  i samochodów wyglądają pasażerowie i patrzą, co się dzieje. Nasze matki dzisiaj o niczym nie zapomniały,  wszystko na czas przygotowane w domu i na budowę już wnoszą ciepłą strawę, kanapki, napoje bo wielu tu jest bez śniadania i pracuje bez wytchnienia. Pogoda pochmurna dopisuje. Pomoc i Opatrzność Boża widoczna na każdym kroku i miejscu. Nie ma żadnych wypadków – nikt nie słabnie, nie kaleczy się – wszyscy pracują spokojnie zadowoleni i zorganizowani,  chociaż brak nadzoru i dokumentacji – gdy  zrobiło się cieplej lud pozdejmował zbędną odzież, która masowo oblega płoty i drzewa wokoło. Tłum  tak duży,  że trudno się czego doliczyć. Wspaniały obraz, który mógłby uwidocznić budowę kościoła na progu II tysiąclecia, lecz oto się nikt nie pokusi – budowa nielegalna – mocno przez władze ścigana.

[s. 6]

Godz. 10-ta pierwsza wizyta Służby Bezpieczeństwa z komendantem na czele.  Przemówienia do ludu do zejścia z budowy,  pogróżki,  namowy do przerwania budowy,  grożące za to kary,  niebezpieczeństwo zawalenia itp. nie skłoniły lud do niczego.

Władze podejmują wszelkie środki ostrożności, zastraszanie ludności – wstrzymują ruch kołowy na drodze głównej od strony Węgierskiej Górki – do akcji włączają cały aparat, ściągają posiłki z Krakowa i Oświęcimia. Wozy MO i prywatne taksówki wynajęte na ten cel jeżdżą tam i z powrotem.

Na budowę dochodzą wciąż nowi ludzie – postęp robót duży. Wytrwać mogą tylko odważni. Furmanki zwożą nadal potrzebne materiały. Modlitwa nie milknie. Świadkowie przekazują wiadomość innym.

Po godz. 12-tej ponowny wzmocniony najazd władzy na budowę. Posługują się sprzętem technicznym,  przemawiają  przez tuby – dokonują zdjęć fotokamerami na dwie strony – lud  odwraca się tyłem do kamer. Namawiają do przerwania budowy, do pertraktacji, gdyż budowa grozi zawaleniem i bezpieczeństwu pracy, a zwłaszcza dzieciom, które w tym dniu masowo oblegały budowę od wczesnych godzin rannych.  

Budowa nielegalna nie może być ten sposób i w tak[ich] warunkach prowadzona – dają przykłady z Sopotu, gdzie była podobna robota i po zrozumieniu tego zaprzestali budowy, w dowód czego otrzymali zezwolenie [s. 7] na budowę kościoła. Następny przykład wykorzystują Bujakowa, do budowy tej nikt się nie przyczepia, gdyż sprawy są legalnie załatwione – na co otrzymują odpowiedź od kobiet, dlaczego nie dacie dla Cięcinej, której kościół grozi zawaleniem i od 15-tu lat stara się o zezwolenie. Druga zadaje pyt.[anie]: jak możecie dać zezwolenie na kościół, kiedy na budynek mieszk[alny] czy gosp.[odarczy] trzeba nogi zadrzeć od chodzenia po różnych biurach. Rozgadały się rzeczowo nasze kobiety, dają odprawę na każde poprzednie zarzuty o zawaleniu, przykład z Wrocławia z Warszawy i Żabnicy, wszystkie dotyczą walenia się szkół, które budowały firmy państw.[owe] – chłop jak zbuduje to wieki wytrzymuje. 

Omawiają marnotrawstwo przy moście, którego nikt z władzy nie kontroluje. Porównują własne obiekty wykonane czynem społecznym i czasem – jak władze załatwiają budowę szkoły, o którą się od 15-tu lat ludzie ubiegają i tyle pieniędzy wpłacają podwójnie, bo płacą w pracy i gospodarstwie, a dzieci uczą się nadal na 3 zmiany. Tego również nie widzicie, jak nasze dzieci topiły się [w] wodzie, bo tyle lat most budujecie. Cały obraz od wysiedlenia do odbudowy i rozbudowy wsi przebiegał kolejno przed oczyma komisji,  jak taśma filmowa, – słuchali o stosunkach ludzkich, jak Rząd się męczy, wydaje Zarządzenia, które się u nas nie spotyka i na każdym kroku utrudnia życie. Budujecie szkołę czy przedszkole? pomożemy, tak jak dzisiaj, tylko dajcie nam spokój [s.8] przymknijcie oczy na to, co widzicie, – będziemy znów na Was głosować. W skład komisji wchodzili przedstawiciele wszystkich resortów terenowych – każdego się coś dotyczyło i dzisiaj twarde pigułki były do przełknięcia. 

Szukając odpowiedzialnego za budowę zgłosiła się ob. Słowik Anna, lat około 70-ciu, oświadczając, że ona kieruje i odpowiada za wszystko i gdyby mieli kogo zamknąć, mającego dzieci, ona pójdzie za każdego i będzie się modlić za was, aby Bóg wam dał lepszy rozum, ona też tylko zgłosiła się do prowadzenia rozmów, które nie doszły do skutku ponieważ żądano 10 osób. Słysząc tą rozmowę starszych na kier.[ownika] zgłasza się również mały Andrzej lat około 5-ciu, proszę panów, ja tu jestem kierownikiem, oni mnie słuchają robią, co każę, – drwiny, uśmiech przeleciał po twarzach tych, którzy słuchali, za chwilę słychać pustaki, cegła, malta naprzód – góra płaci – koniec dyskusji do roboty! 

Zawisła groźba nad kapłanem, ponieważ został rozpoznany – lecz wnet kobiety opanowały sytuację, uprowadzając ks. z budowy. [WN porobił zdjęcia tuż przed przyjazdem władz. Kobiety go ostrzegły, powiadomiły o obecności władz. Schował więc aparat i ukrył się w ubikacji i przez szpary obserwował, co się dzieje. Film przekazał do wywołania klerykowi Józefowi Nowobilskiemu (dziś ks. Andrzej Nowobilski – żadna rodzina) – ten filmu już  nie oddał. Kobiety rozbierały piekarnie, kurzyło się. Mówiły do władz: odejdźcie, bo się kurzy. A oni: nic mi nie będzie. Jak tak, to macie cegłę, bo tu się pracuje. Leopold Łukaszek przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej w Żywcu. Należał do ZSL. Była przeprowadzona komasacja. Projekt założenia cmentarza i w ramach tego pomysł wybudowania kaplicy. Na spotkaniu w Strażnicy ludzie powiedzieli mu, jeżeli pan da słowo, że dacie pozwolenie na budowę kaplicy, to my zrezygnujemy z budowy. Wyszedł i zadzwonił do władz. Wrócił i powiedział, że nie może dać takiego słowa. Ambasador ZSRR Arsitow musiał wyrażać zgodę na budowę każdego nowego kościoła w Polsce. Na zebraniu przed budową WN powiedział, że nie pertraktujemy z władzami, dopóki nie przykryjemy kościoła].  I tym razem brakło władzom sposobów do przerwania robót – lecz postanowili dalej przy pomocy wszelkich dostępnych środków, przeszkadzając dalszej budowie aż do wyłączenia światła w porze nocnej. Wszystko to przyjął lud spokojnie,  nie zwątpił w pomoc Bożą – owoc jego pracy rósł w oczach ludu,  już są widoki, że po zakończeniu robót murarskich wieczorem więźba dachowa będzie gotowa.

[s. 9]

Władze kontrolują bez przerwy szukają nowych środków i sposobów do złamania nieugiętej woli ludu. Płyną telefony do władz nadrzędnych. WRN w K[rako]wie już w godz.[inach] popołudniowych była poinformowana o tym, co w Ciścu co się dzieje. 

Przewod.[niczący] WRN z kolei powiadomił Ks. Kardynała, wybierającego się w  drogę do Rzymu. Z innej strony podróżni i inni przygodni ludzie lotem błyskawicy podają to, co widzieli. Rośnie chwała Boża i sława ludzi niezwyciężonych. Kobiety posilają robo[tników]. Elektrycy kończą oświetlanie budowy i terenu, z tego wynika, że roboty będą kontynuowane aż do skończenia. Oko fachowca już może uchwycić, że ulega zmianie budowa, od pierwotnego projektu, którym miał być zlokalizowany p[un]kt. katechetyczny, nie będzie poddasza i tylu okien, w związku z tym ulegnie zmianom więźba. 

Na budowie już można wyraźnie zmiany 12 otw[o]rów okiennych, 6 od strony północnej 6 równoległych od strony południowej. Za godzinę będą już nadproż[a] nad oknami. Wszyscy dzisiaj kierownikami, cegła, pustaki, malta naprzód. Nikt nie spogląda na zegarek, nie zapytał jaką stawkę utrzyma na godzinę.

Godzina 15-ta 5 listopada władze kierują do akcji całą machinę. Rozpoczyna pracę radiostacja, krótkofalówką w eterze rozlegają się hasła i pseudonimy. Niezliczona ilość tajnych ludzi z aparaturą nadawczą miesza się w tłum, aby rozpoznać jak najwięcej ludzi i dostarczyć pożądany materiał do śledztwa.

[s. 10]

Im większe represje stosuje się do ludności, tym silniejsza staje się wola ludzi do osiągnięcia zamierzonego celu, cieszą się wszyscy, jak w oczach rośnie to dzieło Boże.  Daremnie nad domem rzemieślnik pracuje, jeśli go sam Pan nie zbuduje i straż opasuje mury, jeśli je sam Pan nie strzeże z góry – prawdziwie są to słowa na dzisiejszą chwilę. Wszystko dzisiaj potrz[e]bne ludowi w tej trudnej sytuacji – szuka przykładów dowodów z przeżytych lat – wszystko przychodzi mu w porę 20 lat temu, również w listopadzie, oddawał po 55 dniach wytężonej pracy przystanek kolejowy na wpr[o]s[t] kościoła. Był to wysiłek na miarę sił, 140 wagonów żużla wyładował na podsypkę fundamentów i peronu. Pokonać musiał niemało trudności wewnętrznych i zewnętrznych, ze strony biurokratyzmu i rozłamu wśród ludności, bo każda ze stron m. w. Ciśca chciała mieć przystanek dla siebie. Zwyciężył rozsądek. Wszystko, co w Ciścu można zobaczyć w domach, obiektach społecznego użytku wybudował lud czynem społecznym, pomnażając dochód narodowy, zaś sobie wygodę, zaspokojenie potrzeb materialnych i duchowych, dając tym samym dowód, że żądań jego nie można ignorować i bagatelizować. Kobiety i dzieci śpiewają pieśń „Kto się w opiekę” aktualną na m[iesią]c listopad, z nią przymierzali powstańcy tysiące wiorst śnieżnej dali na zesłanie. Pieśń ta była ich hymnem. Śpiewali ją w podziemiach Uralu i tajgach Sybiru.

[s. 11]

Przez Cisiec wracał z wygnania król Polski Jan Kazimierz, by złożyć śluby Jasnogórskie, które dzisiaj odnawiamy. Wszystko to, co splata się z historią, Kościołem i wiar[ą] zespala – umacnia i hartuje siłę i wolę ludu. Ta godna postawa ludu budzi podziw, uznanie i szacunek u ludzi wierzących i niewierzących. Wiadomości o ludziach czynu docierają wszędzie, przychodzą i podjeżdżają samochodami ludzie, aby oglądać nie notowany postęp robót.  Narady trwają.

Władze w różny sposób starają się ujarzmić lud, jednak przemocy nie używają.

Godzina 18-ta 5 listopada nadproża zasklepione, pozost[aje] jeszcze 1 m[e]tr wysokość do poziomu, sylwetka kościoła wyraźna, rozmiary 11,6 m[e]tr[ów] szerokości, 19 m[e]tr[ów] długości, 5,5 m[e]tr[ów] wysokości murów od fundamentów, wykonanych w m[iesią]cu lipcu br. na podstawie zezwolenia Biura Architektury i Budownictwa w Żywcu i znów na podstawie jej [?] nakazu wstrzymana [?] z dniem 27 lipca br. W dniu 2 listopada br. na podstawie polecenia pisemnego Komendy Powiatowej Służby Bezpieczeństwa w Żywcu przeznaczona do rozbiórki lub sprzedaży władzom powiatowym z terminem wykonalności 7 dni – tak wyglądały w telegraficznym skrócie zalążki budowy domu dwurodzinnego Marii i Władysława Śleziaków w Ciścu, w który[m] miał być zlokalizowany p[un]kt. katechetyczny – od dzisiaj kościół. Prace murarzy i cieśli dobiegają końca. Samopoczucie dobre, nikt nie myśli o zmianie [s. 12] i przerwaniu robót ze względu na późną porę. Lud ten można porównać do rzeki Soły, która w okresie suszy ledwie sączy swe wody pomiędzy kamieniami, zaś w okresie ulewy przeradza się w żywioł nieujarzmiony, który rwie i niszczy wszystko, co napotyka na drodze. Natura ludzka zżyła się już ze wszystkim: z wodą, z ziemią, choć mało wydajna, a tak troskliwie i w ciężk[ich] warunkach uprawiana. Napotkany tu kamieni jest rano zimny, w południe gorący, wieczór chłodny.

Zahartował się w takich warunkach lud skalnego Podha[la] i praca daje mu zadowolenie, zapomina o zmęczeniu. Prace przebiegają rytmicznie, widać, że Wielki Mistrz nimi kieruje. Ostatnie stuki cieśli, murarze już kończą tz[w]. glaichę. Siostra zakonna widać, że zakończyła zaprawę. Ludzie spożywają posiłek, aby nabrać siły do dalszej wytężonej pracy. Jeszcze inni przygotują wszystko do wyciągania więźby na świeże mury. Zadanie wielkiej wagi. Wszyscy czekają w napięciu. Na budowie pomimo wielkiego tłumu panuje ład i porządek.

Niedziela, godz. 20-ta lud podciąga płotwie pod mury. Ostatnie przygotowanie i uzgadnianie między murarzami i cieślami małą nieścisłość: 5 cm odchylenia – o tym również wiedzą tajni ludzie, o wszystkich zamiarach informują radiostacje. W tym staje się coś najgorszego. Zapowiedź władz się ziściła – prąd wyłączony. Zapanował chwilowy zmrok – przerwano prace. [WN: na Małym Ciścu celowo zrobiono spięcie i wyłączyli cały rejon. Potem przyjechali i powiedzieli, że przyszli naprawiać, a tymczasem wyłączyli na transformatorze, żeby prądu nie miał tylko Cisiec]

[s.13]

Rozpalone w ciągu dnia ogniska w nikłym stopniu oświetlają plac. Za chwilę już podjeżdżają motory i samoch[ody] kierują reflektory na budowę – wszystko za mało. Przychodzi myśl szukać pochodni,  jak za czasów rzymsk[ich]. Ludzie z domów przynoszą świece, gromnice, ropę, łuczyw[a] rozstawiają wszędzie – zbawiennym środkiem okazują się stare opony samochodowe, które w mig naznosiła młodzież szkolna. Kawały opon przybijano do żerdzi, ustawiając je wszędzie, chętnie nimi posługiwali się chłopcy. [WN: trzymano te opony na żelaznych prętach – ryzykowne]  Przypominało to ludowi naszemu, zejście pierwszych chrześcijan do Katakumb i niezapomniane pochodnie Nerona, zaś plac budowy Colosseum w Rzymie, na którym miała się rozegrać walka między starożytnością a nowoczesną techniką, kulturą i cywilizacją XX wieku w II tysiącleciu wiary w narodzie polskim. Lud to przyjął spokojnie,  ze zrozumieniem – nie padło słowo przekleństwa na tych, co hańbili godność Polaka. Nie ma dla nas innej drogi nad cierpienie i wśród cierpiących.  

Nie złamały ducha ciemności egipskie, mroki Katakumb przy blasku pochodni Nerona, zaczęto wyciągać płotwie na świeże i wysokie 6,5 m[e]tr[a] [5,5 m] mury. Była to odwaga, jakiej jeszcze nikt się nie podjął, nawet w najlepszych warunkach światowych. Za płotwiami zaczęto stawiać pierwszą krokwię wysokość 8 m, rozpiętość 12 m, dług.[ość] jednego ramienia krokwi 11 m, wzmocnione 2-ch krotnie belkami poprzecznie. [s. 14] Był jeden z największych i najśmielszych wyczynów sprawności i opanowania przestworzy. Tego nie da się opisać – opowiedzieć nie potrafią fachowcy, którzy wykonywali tą pracę w tych tragicznych chwilach. Nie wiemy, jak do tego w tych trudnych warunkach doszło, że nikomu się w ten czas nic nie stało, choć na oczy od dymu nie było widać. Śmierdzący dym z opon gum powodował u niektórych wymioty i bóle głowy. Ręce skostniały od strachu i zimna. Nogi drżały wraz z murami. Nieprzyjaciele zacierali ręce z radości, teraz to już musi szlag trafić. Tak miała się ziścić przepowiednia  władz, już nadchodzi koniec nielegalnej budowy kościoła w Ciścu. [WN: władze były przekonane, że budowa się zawali. Przygotowane były karetki i miejsca w szpitalu]

Krokwie tej  pierwszej nie było jak przymocować, ani przytrzymać. Lud przeżył wówczas chwile strachu i trwogi. Lecz Wielki Mistrz Wszechmogący przyszedł niezwłocznie z pomocą. Pod Jego nadzorem roboty postępują szybko i sprawnie – nawet wiatr uciszył, aby nie przeszkadzał w robocie.

Wnet za krokwią znalazł się śmiałek, który zamiast wiechy zatknął Krzyż, symbol wiary. Świadectwo cierpienia i męczeństwa. Czuwający lud zaczął śpiewać Hymn Kościelny „My chcemy Boga”.  Echo łączyło się ze  stukiem siekier i młotów, wydając potężny i głośny ton. A  Bóg na to, jak gdyby głowę swą przechyli[ł] w stronę ludu i miał zamiar przepowiedzieć ludowi, jaki straszny czeka go los na obranej drodze.

[s. 15]

Ludu Mój Umiłowany, na długo nie zaznasz spokoju. Mścić się będą po tobie i twojemu potomstwu, za to, żeś Mnie umiłował. Zdał się lud na łaskę swego Pana, nie zwraca na to co go czeka – pracuje dalej spokojnie – trwoga mija. Lud  się modli,  nie opusz[cza] budowy, za wyjątkiem tych, co odchodzą do pracy w zakładach,  jeszcze odwracają się i patrzą, jak wygląda budowa przy blasku pochodni w kłębach dymu. Noc spokojna bez deszczu i wiatru.

Godzina 24-ta wielka pracowita niedziela listopadowa dobiega końca. W ciągu 16 roboczogodzin przy pomocy Bożej z woli i pracy ludu cisieckiego stanął pomnik Chrystusa Króla, votum wdzięczności od ludu Podhala. Spełnienie pragnień. Fakt dokonany. Pieśń za pieśnią – różańce zanosił lud do swojego Pana. Ognisko płonąć miało od rozpoczęcia aż do zakończenia robót, jak święty ogień w pogańskiej Litwie.

Murarze i pomocnicy odeszli ze swych stanowisk, część poszła do domów, reszta przygląda się jeszcze budowie. Matki podają posiłki i gaszą pragnienia duszącym się w dymie ludziom.  Darzą uśmiechem, dobrym słowem.  Krokwia za krokwią wznoszą się w górę, a każda jak gdyby z Chrystusem na krzyżu chciała przemówić. Panie, okaż miłosierdzie ludowi Twojemu.  Obroń go przed nieprzyjacielem. Nie opuszczaj go w tej trudnej sytuacji.  Jeszcze tylko 5 szt. zostało na placu. Nim świt nadejdzie będą wszystkie zamocowane.

[s. 16]

W niedzielę porwano z drogi idącego z narzędziami na budowę mężczyznę z Ciśca, była to  pierwsza zdobycz w rękach władzy – po przesłuchaniu przyszedł znowu do pracy.

Przez całą noc olbrzymia łuna unosiła się nad Ciścem, zwiastując ludziom sąsiednich wsi,  że pracują bez przerwy i bez prądu.  Zapach smażącej się gumy czuć było w promieniu jednego kilometra. 

Na placu bez przerwy mrowie ludzi, chociaż jedni odchodzą do pracy,  do odlewni żeliwa w Węg.[ierskiej] Górce, wraz z nimi żony i matki, aby przygotować ich do pracy, znów przychodzą inni i tak bez przerwy było przez całą noc, nie spał lud cisiecki, pomimo tych wytężonych warunków pracy w napięciu nerwowym – nikt nie słabnie,  zmęczenie nie ogarnia, jak gdyby te rzeczy dzisiaj nie istniały. Wywiad pracuje wraz z naszym ludem przez całą noc – płyną meldunki do radiostacji, ta z kolei przekazuje władzy powiatowej. Narady w Żywcu trwały do późnych godzin wieczornych, przygotowując nowy materiał prowokacyjny na poniedziałek. Wszystko to miało przygnębiający widok – przypominający wysiedlenie ludności podczas okupacji. 

Lud nie zarażał tym – wiara dodawała otuchy. 

[s. 17] 

Poranne pociągi wiozące ludzi do pracy i szkoły oblegane mają dzisiaj okna i drzwi – wszyscy wyciągają szyje w stronę budowy i patrzą,  co się dzieje – oczom własnym nie wierzą. Tematem rozmów już nie są wydarzenia sportowe z niedzieli,  lecz Cisiec i lud niezwyciężony – tak było przez cały dzień – wiadomości były przekazywane na wszystkie strony. Podziw, wzruszenie ogarniało wszystkich partyjnych i bezpartyjnych,  wierzących i niewierzących.  

Pole do popisu mogli mieć socjolodzy – co może zdziałać lud mając tak silnego ducha? Jakie miasto można by w ciągu roku wybudować, stosując naszą metodę – wyzwalana inicjatywy i energii z niewoli biurokratyzmu. 

Wszędzie słychać poruszające wiadomości o Ciścu,  który dał tyle przykładów męstwa, odwagi, cierpienia i poświęcenia – pobił rekord w budownictwie.

Poniedziałek 6 listopada godz. 6 rano lud z dołu podaje ostatnie krokwie na swą świątynię od 40 lat oczekiwaną. [WN: Ksiądz był na budowie cały czas, nad ranem pomagał wyciągać ostatnie krokwie] Zawiedli się nieprzyjaciele Kościoła, wszystkie nikczemne zapędy spełzły na niczym. Nie wykonały polecenia władz straże pożarne,  które miały gasić płonące pochodnie, a przy tym lać po murach i wypłukiwać świeżą zaprawę, tym samym przyspieszyć zawalenie. Nie przebierano w środkach. Lud przetrwał wszystko.

Poniedziałek godz. 7.00 nadchodzi zwolna świt, lud gasi smrodliwe pochodnie,  pozostają jeszcze opony, które tamtej nocy odegrały dominującą rolę. Na budowie słychać ostatnie stuki przewijania krokwi. Za chwilę cieślowie skończą swą podniebną pracę. Już dobiega doba bez snu, odpoczynku, w duszącym dymie i smrodzie, w chłodzie listopadowej nocy. Już zdejmują nakrycia z głowy, wznoszą wzrok do góry, żegnają się twardymi, zgrabowaciałymi od zimna i zmęczenia rękami.

Oto składają meldunek swemu Wielkiemu Mistrzowi. Dzięki Twej pomocy wykonaliśmy swoje obowiązki. Schodzą po drabinie, kierują się ku ognisku ogrzać skostniałe ręce i nogi od ciągłego stania na niebezpiecznych i niewygodnych rusztowaniach. Kobiety częstują spragnionych i okopconych ludzi niezwyciężonych.  Oczy czerwone od ognia i dymu, usta spieczone, twarze zadowolone i uśmiechnięte,  tylko rzędy zębów się bielą. Tak wyglądali i czuli się mistrzowie po 24 godz. pracy w warunkach nie do opisania. O tym rekordzie świata nie podadzą dzienniki masowego przekazu, nie napisze prasa, pozostaną w pamięciach i sercach swojego ludu, w zapisach kroniki kościelnej. Każda rocznica będzie przypominać ludowi tamte [s. 19] tragicznie godziny listopadowe i ten rekord świata. Dzięki pomocy Bożej na miejscu obranym przez Niego i pod Jego przewodnictwem, lud cisiecki parafii milowskiej wybudował świątynię murowaną z cegły i pustaków w ciągu 24 godzin. W dniu 5 listopada 1972 roku. Dzięki Tobie, Boże, za pomoc i światło wiary! Ten fakt będzie długo do nie uwierzenia przez lud,  dopóki sami na własne oczy nie zobaczą. 

Po krótkim odpoczynku i posiłku część cieśli poszła znów do innych prac, nie czuli się zmęczeni. Pozostali i pomocnicy wraz z naszą młodzieżą zaczynają przybijać deski. Furmanki dowożą tarcicę. Lud daje na budowę swoje materiały, które miał przeznaczone na własne potrzeby lub pozostałości z budowy, mawiając: na to wszystko jeszcze jest czas zrobić, zakupić. Kościół buduje się raz w życiu, jeszcze tak długo czekaliśmy na niego.

Przepiękne pozostaną wspomnienia i przykłady ofiarności ludu cisieckiego, na którego władze nie znalazły do końca sposobu, aby złamać wolę, zniweczyć zamiary,  oderwać od budowy – wytrwał i zwyciężył.

Poniedziałek, godz. 9-ta. Znów plac zaroił się ludem. Każdy bierze się za robotę,  kto tylko i co potrafi, podejmuje bez rozkazu. Nie ma kierownika który by wydał polecenia,  nawet wyszło to na dobre ubiegłej nocy przy montażu więźby, bo który kier.[ownik] czy inspektor [s. 20] wziąłby na swoją odpowiedzialność tak ryzykown[ą] i niebezpieczną sprawę – tak wspólne ryzyko i wsp[ó]lną odpowiedzialność.

Widać, że ludowi zależy na budowie i pośpiechu, skoro tak gremialnie, z takim zapałem i poświęceniem pracuje bez wytchnienia.

Tymczasem w zakładach pracy ruch, gorączka, obrady,  zebrania,  podejmowane decyzje,  przesłuchówania, sprawdzanie obecności ludzi z Ciśca. Przy pracy badanie jakości, wydajności, zmęczenia, przepisów BHP itp. Na szczęście dotyczy to tylko zakładów na terenie powiatu i tylko tych, gdzie pracują robotnicy z Ciśca. Oto krótkie przypomnienie o stosunkach międzyludzkich, o dyskryminacji ludu, o prawach i przepisach zagwarantowanych Konstytucją: tak wyglądała w demokracja i wolność dla nas. U władz nie znaczyliśmy nic – nie było prywatnej własności, którą mógłby ob.[ywatel] z Ciśca decydować, rewizje rzemieślników, mandaty, kolegia za byle co – za podstawę wystarczyło pochodzić z Ciśca lub przejeżdżać przez wieś znienawidzoną, upodloną,  kary na wszystkich od młodzieży do najstarszych musiały lud ponosić i nigdy nie wiedział, za co – gdyż nie było dla nas praw, przepisów i środków obrony. Tego żadne pióro nie odpisze, jest to ludzka niemożliwość, co wycierpiał [s. 21] lud za to że budował nielegalne swą świątyn[ię]. Często słyszało się, jak dziecko skarżyło się do mat[ki], jadąc po chleb do piekarni, musiał zapłacić mandat, bo albo było za dużo lub za mało powietrza w kole rowera – wówczas prowadziło rower bez chleba z płaczem, podając mandat matce, która pocieszała: nie płacz, niech się nażrą, my i tak będziemy żyli – takich i różnych wypadków spotykano na co dzień niezliczoną ilość. Lud cierpliwie znosił wszystko, co mu władze zgotowa[ły]. 

Szczególnie silną i nieugiętą wolę wykazuje młodzież nasza od pierwszych godzin pracy przy budowie. Rezygnuje ze wszystkich zdobyczy socjalnych, rozrywkowo-kulturalnych w klubach i kawiarniach – ochoczo i tłumnie staje na rozkaz swego Mistrza. Na budowie zajmuje najcięższe, najgorsze i niebezpieczne pozycje. Widać ją wszędzie, radość i zadowolenie nie opuszcza ją ani na chwilę. Daje bezgraniczne przekłady ofiarności i poświęcenia, jakich  się nikt ze starszych nie spodziewał. Zniknęły we wsi chuligańskie wybryki, opustoszały kluby i kawiarnie, nie ma zabaw i wieczorków tanecznych. Na zmiany pracuje w polu na gospodarstwie, w zakładach pracy, uczy się i budowy nie opuszcza. Bez niej nie wiadomo, jakby się losy potoczyły.

[s. 22]

Poniedziałek, 6 listopada w godzinach popołudniowych zebranie wszystkich organizacji politycznych i społecznych w domu ludowym w Ciścu na temat ostatnich wydarzeń. Frekwencja niezadowalająca, ponieważ praca przy budowie absorbuje wielu. Czego niedopowiedziano w niedzielę, omówiono dzisiaj, lud daje odprawę na każdą alternatyw[ę] władz – a zwłaszcza, kiedy w oszczerczy sposób usiłowano przerzucić winę za spalenie transformatora podczas budowy – przebrała się miarka cierpliwości – lud udowadnia złośliwość władz, zadaje ciosy wszelkim kłamstwom i prowokacjom. Jak może mieć lud zaufanie do władzy, skoro takie daje przykłady, które widzi i słyszy dziatwa i młodzież szkolna. Na przykładzie jednego z gospodarzy, który szedł ze świecą oporządzać bydło w stajni – udowodniono władzom, jakie następstwa mogą powstać przez wyłączanie prądu. Nie wczorajsze pochodnie lecz dzisiejsze warunki mogą w każdej chwili spowodować pożar. Jak również młodzież szkolna pójdzie bez wypracowanych zadań do szkoły.

Nie nakłoniono i tym razem do przerwania robót, chociaż usiłowano udowodnić, że budowa grozi zawaleniu i bezpieczeństwu ludzi, którzy się tam znajdują. Narada nic nowego nie wniosła.

[s. 23]

W późnych godzinach wieczornych w poniedziałek zabłysło światło w domach i na budowie. Robota znowu trwała przez całą noc, bo czas nagli[ł]. Podziw i uznanie dla tych, którzy dziesiątki godzin bez snu i odpoczynku wytrwali w pracy: i znów z budowy do zakładu pracy. Taką młodzież i starszych ma Cisiec.

Wtorek, 7  listopada. Msza święta [WN: wtedy Mszę św. odprawiano za kościołem] skupia ludzi zmęczonych i niewyspanych – tłum duży – radość w sercach,  że mogą uczestniczyć w ofierze na progu świątyni. Podczas odprawiania przerwano wszelką pracę. Zaczęto zastanawiać się nad przyczyną dociekań władz i pogróżkami o zawaleniu się budowy. Część zarzutów pokrywała się z prawdą, ponieważ zaprawa w jesieni nie wiąże tak szybko, w dodatku nacisk więźby i wstrząsy przy jej ustawianiu opóźniały wiązanie. Jednak fundamenty były mocne i głęboko osadzone, wykonane w m[iesią]cu lipcu b.r. [w maju] Cegła, chociaż starsza z rozbiórki, odpowiadała dzisiejszej kl[asie] 150º. Pustaki silikatowe nowe odpowiadałby P[olskiej] N[ormie] 150º.

Sytuację szybko opanowano, nie dano się zastraszyć i sprowokować, rozwiać władzom mit o zawaleniu – pokazać, że nas stać na wszystko, za wyjątkiem zezwolenia na legalną budowę.

[s. 24]

Takie hasła i myśli przyświecały ludziom, którym budowa leżała na sercu. Postanowiono dla [w]zmocnienia murów wybudować 6 filarów żel-bet na zewnątrz, z tego po 3 szt. od strony północnej i 3 równolegle od strony południowej. Wewnątrz i pomiędzy każdym oknem i narożnikach po jednym filarze żel-bet, również koło drzwi wejściowych 2 szt., razem 16 szt. wewnętrznych. Na to potrzebna  stal i cement. Okazuje się, że już w poniedziałek władze wydały zakaz sprzedaży wszelkich mater[iałów] budowl[anych] dla ludności Ciśca do wszystkich GS-ów, magazynów i punktów usłu[g] na terenie powiatu. Rozstawiając na drogach liczn[e] kontrolne patrole MO. Lud bez przerwy dzień i noc zanosi modły do Pana,  prosi o pomoc, wytrwanie w tej ciężkiej sytuacji – wydaje się nawet bez wyjścia. Lecz trudności są po to, aby je pokonywać, roboty rozpoczętej przerwać nie wolno – równałoby się to [z] kapitulacją przed władzą,  na co tylko czekają i w tym kierunku zdążają w swych pomysłach. Pomimo licznych patroli lotnych i stałych p[un]kt.[ów] kontrolnych, potrzebna ilość stali w[edłu]g rozmiarów i grup dotarła samochodem i furmanką przez wodę na budowę, błyskawicznie rozładowano, niespostrzeżone odjechały. Uporządkowano teren budowy, przeprowadzono odwodnienie.  Ogrodzono od strony drogi. [s. 25] Rozwalono stare szopy. Usunięto gnoisko od drogi. Umieszczono tablice ostrzegawcze. Pierwsze mandaty i przesłuchania ludności. Praca do późnych godz.[in] wieczornych.

Środa 8 listopada w godz.[Inach] rannych Msza św. Pierwsze wezwania do Prokuratury w Żywcu: 6 osób, w tym ksiądz nasz. Młodzież pracuje na stromym dachu o pow.[wierzchni] 420 m2. Lud kopie doły pod filary. MO rozlepia ulotki na budowie o treści: Budowa nielegalna grozi zawaleniem. Uwaga niebezpieczeństwo. Przebywanie na terenie budowy grozi karą 5000 zł itp. Nie zraża to ludu do dalszej wzmożonej pracy. Już zobojętniał na różne pogróżki i zastraszenia.

Czwartek 9 listopada rano Msza św.[WN: msza była we czwartek wieczór koło 20.00] lud masow[o] uczestniczy każdy raz. Przeniesienie dzwonu z kaplicy przydrożnej od szkoły na poddasze kościoła [WN: przewieziony już w poniedziałek]. Dalsze kopanie dołów pod fundamenty na filary oporowe na zewnątrz kościoła. Pierwsza ekspertyza pobierana przez dwóch inżynierów z Krakowa w obecności Przewod.[nieczącego] PRN-u z Węg.[ierskiej] Górki. Coraz więcej ludzi idzie na przesłuchanie. Radiostacje rozlokowane przy fabryce ligniny w Ciścu. Cały aparat MO  dzień i noc w służbie. Częstotliwość pojazdów MO na drogach duża,[ WN: na strychu MO miało bazę obserwacyjną] w budowie nie przeszkadzają. Sporo naszych ludzi, sąsiadów nawet, pracują na usługach MO donoszą na bieżąco wszystkich poczynaniach.

[s. 26]

Lud nie reaguje na nic, pracuje bez wytchnienia od rana do późnych godzin wieczornych. Dochodzi do wniosku podczas Mszy św., że świątynia za szczupła, aby pomieścić swych wyznawców,  postanawia dobudować Prezbiterium w kształcie półkola dług[ości]. 6 m[etrów], szerokości 10 m[e]tr.[ów] przez co uzyska przestrzeń użytkową wewnątrz kościoła. [WN: ta ściana była budowana z myślą, że będzie rozebrana na prezbiterium]

Piątek 10 listopada prace rozpoczyna Msza św. Kapłan nie opuszcza ani na chwilę budowy jest z ludem i dla ludu i Boga. Lud dzień i noc czuwa i modli się przy ogniskach na polu. Życie toczy się [na]wsi normalnie, wre praca w polu,  w zagrodach, orka, siewy, wywóz obornika. Młodzież się uczy. Lud  nie ustaje w pracy. Kopanie fundamentów pod Prezbiterium, pracują kobiety i młodzież w wodzie, ponieważ teren podmokły, kamieniec Soły. 

Po południu zabetonowano ławicę i 3 filary  od strony północnej. Roboty na dachu szybko postępują naprzód. Organizacja robót i dostawa mater[iałów] zdaje egzamin na piątkę.

Sobota 11 listopada Msza św. ostatnia,  lud się modli żarliwie za tych,  co mają iść na przesłuchanie. Za chwilę mu opuści budowę nasz kapłan, a z nim 70 kobiet, przeważnie matki zdane na łaskę Pana, towarzyszyć mu będą aż do powrotu. Jeszcze masę ludzi pracuje na budowie.

[s. 27]

Betonują fundamenty pod Prezbiterium.  Młodzież kończy dach, obijanie deskami. [WN: zasadniczo deski rozbito we wtorek. Być może w sobotę jakieś końcówki]  Pogoda zaczyna się pogarszać, zimno i wiatry. Przesłuchania ludności nie ustają. Szpicle donos[zą] o wszystkim władzom. Przewod. PRN w Żywcu nadal nakłania lud do przerwania robót i przekazania budowy na przedszkole w zamian za zezwolenie na budowę kościoła. Lud  odpowiada: damy wam parcelę bezpłatnie i pomogemy [pomożemy] wybudować, a dajcie nam spokój z prowokacjami. W prokuraturze przesłuchania przebiegają spokojnie bez żadnych podstępnych pytań, obecność kobiet zainteresowała mocno prokuraturę, wszyscy wracają zadowoleni ku tym,  którzy niecierpliwie oczekiwali powrotu. Ksiądz proboszcz przyjeżdża na budowę, namawia naszego kapłana do opuszczenia budowy na polecenie władz, no co w końcu decyduje się z bólem serca i ze łzami w oczach. [WN w czwartek dowiedział się o helikopterach i straży. Chciał pojechać do ludzi. Powiedział proboszczowi, ten zakazał, ale dziekan Słonka zezwolił. Przyjechał na budowę. Zapowiedział, że jej nie opuści. Zaczęli zwalniać ludzi z pracy. Do soboty był na budowie. W sobotę pojechał proboszcz milowski do Kurii. Kardynała nie było. Pietraszko nakazał pod grozą suspensy opuścić budowę. WN opuścił, lecz poprosił ludzi: jakby się coś działo, to przyjeżdżajcie]. Po południu napływ ludzi duży, nakrywają dach papą do późnych godzin wieczornych. [WN: papę położono już we wtorek w nocy. Wtedy była msza w nocy z wtorku na środę. We wtorek WN pojechał do Kurii na wezwanie, wrócił po 19.00. Pojechał odpocząć, ale prosił, by wezwać go po położeniu papy. Przyjechali księża – m.in. ks. Stanisław Jasek. Ludzie chcieli, by oni im odprawili Mszę św. Odmówili. Nie narażajcie księdza. Wobec tego ludzie przywieźli WN].

Niedziela 12 listopada 8 dni wytężonej i ofiarnej pracy.  Wymurowany i nakryty kościół. Uporządkowany teren wokół budowy. Wykopane i wybetonowane fundamenty pod Prezbiterium. Murarze jadą z murami. 

[s. 28]

Pada śnieg z deszczem, nie przerywa to pracy. Wieczorem zakończono mury. Prezbiterium gotow[e]. Kobiety prowizorycznie urządziły kaplicę Błogosławionemu O. Marii Kolbe. Furmanki dowodziły piasek i żwir. Wszyscy pracują z zapałem i pośw[ię]ceniem do późnych godzin wieczornych i przypominają sobie ubiegłą niedzielę, pracę i poświęcenie młodeg[o] kapłana, który od pierwszej chwili przetrwał z nami okres oblężenia i napięcia psychicznego, godnie naśladując Ojca Kordeckiego podczas oblężenia Częstochowy przez Szwedów. Rano niósł słowa pociechy, dodawał otuchy przy odprawianiu codziennie Mszy św. Na krok nie odstępował ludu. Żył tym, co mu ludzie podali, jeśli nie zapomnieli – wyszczuplał. W ciągu dnia w przebraniu roboczym był wszędzie. W nocy sypiał w bunkrze zrobionym z pustaków na terenie kościoła na wzór O. M[aksymiliana] Kolbe i tak przetrwał 7 dni. Godna to postać kapłana,  choć nie zna się na budownictwie, chętnie przyswaja wiadomości fachowe. Wszelkimi sposobami dąży, aby ten Dom Boży stanął jak najprędzej i w pełni zaspokoił potrzeby wiernych. Całe swe oszczędności z poprzednich lat do ostatniej złotówki przekazał na zakup materiałów. Z tych pięknych dni zostanie wspomnienie dla ludu, z którym się tak mocno [s. 29] zżył w krótkim czasie. Oto wzór i przykład młodego kapłana XX. wieku. Oby takich było więcej!

Drugimi niezłomnymi postaciami była cała rodzina Śleziaków, – wątpić w to można, czy taka druga znalazła by się w tych czasach w Polsce. Wszystko, co odziedziczyli po zmarłych rodzicach i to co to dokupili od wspólników i sąsiadów za pokaźne sumy wraz z piekarnią i przyległymi szopami,  przekazali ochotnie ze szczerego serca pod budowę kościoła. Nawet nie wspomnieli kiedy? ile? i od kogo? za to co otrzymają.  Tutaj zostaje r[achune]k otwarty. Po unormowaniu się stosunków powrócimy wszyscy do niego. Nikt nie wyrówna mu cierpień, które przeżył podczas 4-ch miesięcy na niezliczonych śledztwach i przesłuchaniach. Podziw ogarnia człowieka, że tak schorowany, zniszczony przez życie człowiek, wątłego zdrowia, niedużego wzrostu, jest tak wielkiego i niezłomnego ducha wraz z całą rodziną.

Toczące się śledztwo przeciw nielegalnej budowy kościoła wiele spraw zmusza do pominięcia, a ludzie niezwyciężeni zostaną bezimienni. Bezimienni zostaną również zdrajcy, judasze, donosiciele pracujący na usługach władz, przedłużając nasze cierpienia. Zostawiamy to Bogu.

[s. 30]

W opisie przedstawiamy w obliczu Boga wszystkich na równi, nie ma podziału na lepszych i gorszych, na ofiarnych i mniej ofiarnych. Każdy człowiek biorący udział w tej Wielkiej Ofierze znajduje to swoje odbicie. Bóg Wszechmogący osądzi wszystkich za wszystko, co Mu okazali w tych trudnych chwilach – nie będzie zapomniane.

Poniedziałek 13 listopada cieślowie biorą się za więźbę na Prezbiterium, praca skomplikowana i pracochłonna potrwa kilka dni [WN: trwała kilka tygodni]. Furmanki dowożą drewno i tarcicę. Jeszcze inni troszczą się [o] mate[riały], które dowieźć coraz trudniej. Obstawione wszystkie drogi,  mosty. MO kontroluje wszystkie furmanki, pojazdy mechaniczne,  dokonuje zdjęć i spisów mater[iałów] na terenie wsi i wzdłuż dróg.

Władze masowo ściągają ludzi na przesłuchanie, biorą z domów, z zakładów, z pola, z drogi,  aby zastraszyć lud bez reszty. Wiadomości o tym przeciekają różnymi drogami do władz centralnych. Robotnicy w zakładach przekazują kolegom na inne tereny. Wśród MO są też ludzie z sercem, którzy nie mogą się z tym zgodzić, żądają zarządzenia podstawy [?] do znęcania się nad ludem. Otrzymują ostrą odpowiedź, że zarządzeniem może być też zwolnić [zwolnienie] dyscyplinarne ze służby.

[s. 31]

Pomimo terroru represji materiał cudem przenika na budowę – roboty nie słabną. Ludzie słabej wol[i] zaczynają wątpić. Młodzież kończy krycie dachu papą. Na budowę przeciekają elementy złowrogie siejąc postrach, panikę, rzucając oszczerstwa i pogróżki, jakie spadną na lud niepotrzebnie. Kościoła w Ciścu nie było potrzeba tyle lat, chodziliśmy do Milówki, było dobrze, teraz mamy wygodę pociągi autobusy pasują do każdej Mszy św. itp. Mało tego, jeszcze z PPRN w Żywcu ob. Śleziak  otrzymuje decyzję o rozbiórce budowy z terminem wykonalności do 30 listopa[da] oraz  karę do płacenia: M Śleziak 39000 zł, zaś ob. Władysław Śleziak 15000 zł. Razem  54000 zł.  Od powyższego robią odwołanie do władz wojewódzkich, ponieważ  postawione zarzuty nie polegają na prawdzie. Tymczasem całe rodziny idą na przesłuchanie. Z terenu napływają uznania solidarności i oburzenia na postępowanie władz w stosunku do ludności, przypominające okres okupacji hitlerowskiej.

Zbawienny skutek odnosi modlitwa. Lud czuwa i modli się bez przerwy. Modlitwa przebija niebiosa. Szatan zaczyna odnosić zwycięstwa. Nieprzyjaciele zacierają ręce. Nareszcie wykurzymy hołotę z budowy, położymy kres, [s. 32] budowie nielegalnej. Nawet halniak pokazuje swą moc i próbuje wytrzymałości murów i więźby. Lecz łódź Piotrowa opiera się sztormom, wichrom, huraganom i po 40 latach tułaczki wpływa do Portu Chrystusowego.

Sobota 18 listopada na budowę podjeżdża samochód. Lud rozmodlony wybiega przestraszony, może znowu złowrogie siły urządziły najaz[d] na nas. Lecz tym razem Bóg zsyła pomoc wątpiącym. Z samochodu wysiadają przedstawiciele Kurii z Krakowa z zaprzysiężonym rzeczoznawcą, ekspertem do spraw budownictwa sakralnego, który dokona ekspertyzy i udowodni władzom stan faktyczny, na podstawie którego kompetentn[e] władze mogą wydać zezwolenie na odprawieni[e] praktyk religijnych, bo [do] tego jeszcze droga daleka. Czy przezwyciężymy trudności?

III niedziela 19. listopada wielkiej ofensywy i pospolitego ruszenia do budowy kościoła w Ciścu przebiega sprawnie. Lud pokrzepiony słowami ks. Kanclerza ochotnie zajmuje stanowisk[a] przy robotach niedokończonych w ciągu tygodnia. Cieślowie ustawiają więźbę nad Prezbiterium. Murarze zaprawiają okna. Otwory okienne przy budowie były robione na okna duże wyglądu kościelnego, dziś jednak zostaną w prowizoryczny sposób [s.33] zastąpione stolarką typową. Zaprawiono 15 okien. Długość kościoła łącznie z prezbiterium wynosi 25 m. Budowlani dzielą czas budowy na harmonogram, cykle. Lud cisiecki, zdany na łaskę swego Pana i Mistrza, liczy godziny dnie, tygodnie, miesiące. Budowa z każdym dniem nabiera wyglądu kości[e]lnego. Staje się milsza i bliższa, i droższa każdemu sercu wierzącego ludu.

III tydzień jest również trudny do przezwyciężania. Patrole kontrolne krążą wszędzie i nieustannie przypominają godziny milicyjne. Dostawa mater.[ialów] na budowę jest bardzo ryzykowna i niebezpieczna, wymaga wielkiego wysiłku, odwagi i poświęcenia. Do każdej furmanki dołącza się 20-30 ludzi jako obstawa. Roboty postępują wolniej i ostrożnie[j]. Prowokatorzy wewnętrzni i zewnętrzni, jest ich niemało, sieją ferment, nienawiść jeden do drugiego, chodzi o skłócenie społeczeństwa, a wówczas łatwiej będzie sprawców ujawnić i udowodnić im przestępstwo, którego nie popełnili. Sąsiad na sąsiada odnajduje teraz okazję, aby się zemścić i dobić ofiarę w sidłach władz. Taki straszny dla nas nadszedł czas, lecz lud twardy, zniesie wszystko – aby tylko obronić kościół przed nieprzyjacielem i szatanem.

[s. 34] 

Wielkie natarcie przygotowują władze na czwartek 23 listopada pamiętny dzień trwogi dla wyznawców. Na budowę dostaje się podejrzana młoda obca kobieta, nachalnie zajmuje miejsce przy ognis[ku] między czuwającymi kobietami, aby zmylić podejrzenie bierze czynny udział w modlitwach, przy okazji rozpoznaje ludzi, interesuje się przebiegiem prac itp. 

Czwartek 23.11 godz. 12-ta na budowę podjeżdża[a]ją 2 samochody, wysiada Komisja. Przedtem jeszcze w podstępny sposób zwabili Ks. Proboszcza na budowę, aby był świadkiem zajść. Jest też znany nam miejscowy komendant ORMO, jest cała władza w pełni gotowa do plombowania kościoła. Uderzono na trwogę, dzwon oznajmił niebezpieczeństwo, lud śpiewa „My chcemy Boga”. Pomoc dochodzi momentalnie, każdy rzucił co miał w rękach, co tchu biegnie, aby zdążyć. To wszystko ma jakąś dziwną moc oddziaływania na ludzi, którzy przyszli ze złym zamiarem odebrać nam owoc pracy, zniszczyć uczucia wiary we własne siły i w Boga. Dzielny lud i tym razem się nie dał i nie dopuścił do plombowania. Zadrżały ręce, twarze ogarnęło wzruszenie w oczac[h], zakręciły się łzy jednemu i drugiemu. Nie damy naszej świętości pohańbić – tu nasz grób.

[s. 35]

Była to uporczywa walka po obu stronach, każdy chciał postawić na swoim. Chrystus ukrzyżowany, wiszący nad drzwiami świątyni, rozstrzygnął spór na korzyść ludu cierpiącego, czuwającego bez przerwy.

Komisja widząc zdecydowaną i nieugiętą postawę ludu odstępuje od plombowania kościoła, zmieszana opuszcza teren. Lud wyciąga dłonie do Boga. Boże, ile razy nadejdą nas różne pokusy i podstępy. 

Więźba nad Prezbiterium gotowa i do niedzieli będzie  ułożona na murach.

[WN: Plombę założyli. Był to sznurek na drzwiach kościoła Pani Barbara Zawada zerwała plombę, ludzie ją popchnęli na sznurek i tak zerwała plombę i dzwoniła sygnaturką. Mateja, były więzień obozu, rozdarł koszulę, pokazał komisji rany i krzyknął, czy ja o taką Polskę cierpiałem? Proboszcz zwrócił uwagę komisji na uzbrojenie ludu].

IV niedziela w uporczywej walki ludu z władzami przypada na święto Chrystusa Króla.  Lud  modli się i pracuje przy budowie. Nakrywa dach Prezbiterium. Szkli okna. Muruje szczyt od strony drogi, który doprowadza do połowy wysokości. Furmanki dowożą żwir i piasek. Łapanki i pogoni[e] za ludźmi po polach, przetrzymywanie złapanych do późnych godzin wieczornych. 

Na Wawelu Ks. Kardynał wraz z całym ludem Bożym modli się do Stwórcy o pomyślność i błogosławieństwo dla ludu cisieckiego, który tak twardo i  nieugięcie walczy o swe prawa i wolności sumienia – wolność Kościoła w Polsce współczesnej.

[WN: Kazanie kardynała Wojtyły na Wawelu: jadąc do Rzymu, dostałem telegram, że koło Żywca budują nielegalnie kościół, a ja się pytam, dlaczego nielegalnie?]

Mnożą się prowokacje, podstępy – agenci podszywają się pod przywódców Wolnej Europy, aby złapać na czymś nieświadomy lud i udowodnić mu, [s. 36] konszachty polityczne. Już nie ma środków podstępu, intryg, których by nie wykorzystano. Skąd ten prosty lud czerpie tyle męstwa, siły i odwagi – odpowiedzi [nie?] trzeba szukać z wiary ojców i pierwszych chrześcijan. 

Cały tydzień przebiegał pracowicie – betonowano filary wewnątrz, przygotowano zestrzały do wzmocnienia więźby.  Przygotowano się również do ponownego odprawiania Mszy św. – już wewnątrz świątyni na ołtarzu. Radość towarzyszyła ludowi na każdym kroku – Bóg Wszechmocny nie opuścił swego ludu. Oto po XIX w.[iekach] znów przychodzi na ten padół płaczu i cierpień. Tutaj upodobał sobie miejsce wśród ludu prostego biednego. Taki zaszczyt spotkał lud cisiecki po m-[iesią]cu pracy i modlitwy. Osiągnął wszystko, o co prosił,  dobrnął do celu. Modlitwa przebiła niebiosa. 

Przedziwną jest tajemnica naszej wiary. Oto znów po wiekach odnawia się Kościół w tak trudnych warunkach prześladowań, w różnych formach ucisku i nękania ludności za to, że nieugięcie wierzy w Boga i pragnie Mu oddać należną cześć i chwałę. Mądre są słowa naszej przeszłości. Kolebką narodu była historia, a kolebką historii jest wiara. Jakże dalece zmieniły się losy narodu polskiego od tej pamiętnej chwili.

 [s. 37]

Pierwsi nasi królowie budowali swą potęgę na Kościele, w silnej wierze widzieli potęgę ojczyzny. Przez wieki hymnem narodu była pieśń maryjna, Boga Rodzica, śpiewana na wszystkich polach bitew od króla Łokietka do końca życia króla Jana Sobieskiego. Kiedy Bolesław Krzywousty podzielił kraj nasz pomiędzy pięciu synów, nie podzielił wiary bo wiedział, że ona go zjednoczy. Najcenniejszą dewizę narodu naszego była: Bóg! Wiara! Ojczyzna!

W trudnych i ciężkich przeżyciach ludu była zawsze wiara z narodem i naród z wiarą, z niej czerpał twórczą i życiodajną siłę w niewoli, podczas germanizacji – rusyfikacji, w okresach wojen. Wiara wniosła narodowi wszelkie cnoty, miłości ojczyzny, męstwa odwagi i poświęcenia, kulturę, cywilizację, oświatę. Wszystko to odnajdujemy po wiekach na prastarych ziemiach Polski. Dzisiaj niektórzy zaczynają się wstydzić tego, starannie omijają i usiłują przemilczeć piękne i wzniosłe momenty wydarzeń dziejowych,  tylko dlatego, że miały silny związek z wiarą i Kościołem. Zaczyna również brakować miejsca i materiałów na budowę nowych kościołów. Usiłuje się to  zastąpić nauką, [s. 38]  techniką i osiągnięciami XX w., zdobyczami socjalistycznymi i rozrywkami kulturalno-oświatowymi na wskroś nowoczesny i postępowy sposób. Zapominając o tym, że tych wartości, które głęboko zapuściły korzenie w polski organizm nie zastąpi się niczym. Naród bez ducha to szkieletów chmara. W zdrowym ciele zdrowy duch, którego przypominać będą nasze cisieckie wydarzenia. 

[Proponowany początek nowego akapitu] Chwile radości przerywa wiadomość, że w czwartek 30.11 br. idąc wieczorem z Węg.[ierskiej] Górki w towarzystwie 2-ch kolegów mężczyzna 27 lat [W rzeczywistości zabójstwo 26-letniego Czesława Ścigaja miało miejsce 16 listopada. To tragiczne wydarzenie miało też nieco inny przebieg] nie powrócił do domu, donieśli o tym naoczni świadkowie, jak zostali wszyscy zaczepieni  przez MO z tego 2-ch zdołało zbiegnąć, ten trzeci na pewno dostał się w ręce organów MO. Zapanowała trwoga i niepokój, ci co w nocy chodzili do pracy do Węg.[ierskiej] Górki zaczęli się lękać i obawiać, że podobny los może spotkać każdego z nich. W tych trudnych chwilach pozostało jedno jedyne prawo, którego nie mogli złamać, to wiar[a] i modlitwa. Jeden drugiemu dodawał otuchy: musimy cierpieć, jeśli chcemy wytrwać. Zwyciężyć może tylko ten, kto silnej wiary i wielkiego ducha. Jedna droga iść za śladami Boga. Lud zrozumiał te tajemnice wiary swych przodków do prze-[s. 39]zwyciężenia trudności i przeszkód, że ciężar cierpień, które mu Bóg zsyła, jest rozłożony na miarę sił i czasu. Tak każdy dzień przynosi wiadomości dobre i złe, w parze szły cierpienia udręczenia od sąsiadów, budziła się zajadłość zemsty, nienawiści i okazja do porachunków nie zakończonych sprzed lat, to wszystko było potrzebne –  aby dopełniła się miara, czym prędzej to nastąpi, to [tym] lepiej dla  dręczonych i cierpiących.

V niedziela próby sił na miarę czasu I niedziela adwentu 3 grudnia Bóg zsyła pomoc cierpiącym i wątpiącym. Rozpoczyna się I Msza św. w kościele, o której wiedzieli tylko ci, co czuwali w nocy, udział w niej wzięło 60% ludności miejscowej. [WN miał zakaz przebywania na terenie budowy. Kardynał jednak polecił, by odprawiać mszę św. Początkowo odprawiał na polu. Młodzież posłałem, by zawiadomili ludzi, że będzie pierwsza msza. Po tygodniu ksiądz wszedł za drzwi. Potem weszli]  Dziwnym się wydaje że bez propagandy i przekazu wieści w ostatniej chwili lotem błyskawicy przeciera do świadomych i nasuwa niezłomny dowód swojej siły, że prawdziwą wiarą sama sobie zwycięstwo wywalczy. W czasie kazania znowu nasz młody niezłomny nieustraszony kapłan przekazuje słowa pociechy od Ks. Kardynała skierowane wyłącznie do ludu cisieckiego. Przyjął je lud ze łzami radości. Po raz drugi w ciągu 4-ch tygodni uronił je lud nieujarzmiony i niezwyciężony.

Wychodząc z kościoła, jak jedna bliska rodzina, zespolona na śmierć i życie z Chrystusem, oglądali się za i przed siebie, jaką stanowią siłę w kościele [s. 40] Chrystusowym.  Zrozumiał i doceniał to nasz lud, jak potrzebna mu była świątynia do rozmowy z  Bogiem, do przenoszenia smutku i radości, do dzielenia z Nim ze wszystkimi  cierpieniami.

Już każda codzienna Msza św. czyniła ich weselszym[i], pewniejszymi zaspokojenia potrzeb. Zapalone światło wiary Chrystusowej sprzed tysiąca lat otwierało drogę odnowy wyznawcom Chrystusa w Nowym Tysiącleciu, tym razem w Ciścu. Chwała i dzięki Ci, Panie, wołają do Ciebie dzisiaj ciścanie. 

Nowe siły wstępują znów do ludu – bez cierpienia nie może być ofiary. Chociaż grudzień, dzień najkrótszy, praca we wsi wre na wszystkich odcinkach, wszyscy pracują jak mogą i potrafią. Ten błogi nastrój przerywają wyjazdy na przesłuchania i wiadomość o znalezieniu w Sole mężczyzny, którym się okazał zaginiony w czwartek ubiegłego tygodnia nasz sąsiad pracujący przy budowie. Po pięciu dniach odnaleziony, zginął w skrytobójczy sposób za to, że pracował i miał zamiar ponownie pracować lecz musiał przerwać życie i odejść, bo był z Ciśca. Nie przebierano w środkach i sposobach, aby złamać ducha i zniechęcić lud do budowy. Życie ludzkie młodego ojca i męża podnosiło wartość wiary i kościoła – demaskowało oblicze i zamiary nieprzyjaciela. W każdej sytuacji idzie lud z prośbą do swego Pana i zawsze ją odnosi. Wraca pokrzepiony.

 [s. 41]

Okresie powojennym lud wzniósł wiele obiektów społecznego użytku, żadna jednak [budowa] nie przebiega w ta[k] trudnych i ciężkich warunkach, jak ta, bo z Bogiem i dla Boga. Lud ufny w pomoc Bożą – wierzy, że zwycięży, że wybije szczęśliwa godzina pojednania Rządu z Kościo[łem] i zostaną zaspokojone i uwzględnione pragnienia lud[u] w nowej Polsce. Każda niedziela przynosiła nowy wkła[d] w budowę – cały wolny czas poświęcał lud budowie – żyj[e] z nią na co dzień –  odpłacała mu za to rekordowymi, zdumiewającymi cały naród w kraju za granicami, osiągnięciami. Chwała Boża i sława ludzka budziła podziw, szacunek i uznanie w kraju i za granicą. Nazwa Cisiec, znana jedynie szerszym kręgom społeczeństwa z rozkładu jazdy PKP na trasie Katowice-Zwardoń, staje się drugą Mekką do której przyciągają rzesze ciekawych z całej Polski, Niemiec i Czechosłowacj[i]. [WN: Rzeczywiście dużo ludzi przyjeżdżało autobusami, Śleziak oprowadzał]

Wtorek 5 grudnia 30 dni i nocy czuwania i modłów, w tym pierwsze 24 godziny intensywnej walki z wszystkimi siłami zew.[nętrzymi] i wew.[nętrznymi], siłami czarta i ciemności, i odniesionym zwycięstwem pod przewodem Chrystusa Króla w dniu 5 listopada br. w Ciścu. W wyniku zwycięstwa na parceli Śleziaków w centrum wsi stanął kościół w stanie surowym o rozmiarach 25 m długości 11,6  m szerokości 13 m wysokości od fundamentu do kalenicy dachu. Dach w stylu gotyckim. Wygląd ogólny tradycyjny.

[s. 42]

Mury na zewnątrz i wewnątrz wzmocnione filarami oporowymi żel-bet 22 szt.[tuki] w tym 6 zewnętrznych. Filary wew.[nętrzne] zakotwiczone w wieniec żel-bet opasujący mury kościoła i Prezbiterium wokół kościoła, do którego są również za pomocą śrub przymocowane płotwi[e] dachowe. Więźba dachu – krokwie wzmocnione w 2-ch miejscach poprzecznie belkami drew.[nianymi], zaś płotwie za pomocą śrub na całej szerokości budowy. Zastrzały wzmacniają wiązania więźby. Dach kryty tymczasowo papą. Całość budowy wykonana lepiej niż tego przepisy budowlane wymagają. Ekspertyza wykaże wytrzymałość murów i dachu, tym samym rozwieje pierwotny mit o zawaleniu budowy.

 W tym samym czasie rozebrano starą piekarnię, rozwalono przyległe szopy. Uporządkowano i odwodniono teren wokół budowy. Na przełomie m-ca listopada i grudnia zdecydowaną postawą lud obronił swoją zdobycz i nie dopuścił do rozbiórki swej świątyni, dając niezatarty przykład męstwa, odwagi i poświęcenia, zadziwiając całe społeczeństw[o]. Podczas robót nie wydarzył się nawet najmniejszy wypadek. Ofiarność ludu nie miała granic, kto co miał, na co go było stać, ofiarował na kościół.

Pomimo represji, kontroli, rewizji, zakazów mater[iały] cudem przenikały na budowę. W tym czasie przeżyto niezliczoną ilość najazdów i prowokacji władz. [s. 43]  Spędzono setki godzin na przesłuchaniach. Złożono w ofierze daninę cierpień i życia ludzkiego, niezliczoną ilość mandatów, kolegiów. Ustalono nowe rek[o]rdy wytrzymałości ludzkiej. W parze szła praca w zakładach, nauka w szkołach, praca na roli i gospodarstwach, i w budownictwie indywidualnym.

Pogoda wyjątkowo w tym roku o tak późnej porze dopisywała wszystkim i wszystkiemu. Przeniesiony dzwon z kapliczki przydrożnej do nowego kościoła oznajmił ludowi nową erę Kościoła w Polsce. Wszystkich cechował nastrój zadowolenia, radości z osiągniętego celu. Lud przeżył drogę cierpień pierwszych chrześcijan – i nie ugiął się przed przemocą. Nic, co ludzkie, nie było mu obce. Nie prosił państwo o żadną pomoc za wyjątkiem przebaczenia za złamanie i naruszenie przepisów budowlanych, swobodę wykonywania obrządków religijnych, zgodnie z wiarą ojców nakazem własnego sumienia. W mrokach katakumb przy blasku pochodni Nerona przez oblężenie i obronę Częstochowy, przez przeszło stuletnią niewolę i upodlenie narodu polskiego przez zaborców, przez druty kolczaste obozów koncentracyjnych i kominy krematoriów, przy najnowocześniejszych metodach i środkach ucisku i intryg wewnętrznych i zewnętrznych rodził się Kościół Chrystusowy w II tysiącleciu państwa polskiego w Ciścu na skalnym [s. 44] Podhalu. Oto pomost Tysiąclecia połączył wyznawców wiary Gniezno z Ciścem, stając się głośnym tematem rozmów, dociekań i rozważań. Dziesiątki delegacji  zjeżdża podziwiać cud budownictwa XX w.

Podziw i uznanie ogarnia każdego zwiedzającego, wszyscy wyobrażali sobie małą kaplicę przydrożną. Oczom ukazuje się potężny masywny kościół mogący jednorazowo pomieścić 1000 [o]sób stojąco. Lud pilnie dzień i noc strzeże swojej zdobyczy przed wszystkimi zapędami złych ludzi, do środka wpuszcza tylko ludzi zaufanych. Bóg zażądał od nas ofiary więksi[zej] od innych, dając tego dowody z swojej miłości dla na[s]. Skromna i uboga jest jeszcze nasza świątynia dla tak Wielkiego Pana, a już od I niedzieli adwentu zapragnął z nami pozostać na zawsze.

Codziennie tłumy mieszkańców  uczestniczą w ofierze. W niedzielę 2 ofiary składa lud – świątynia zawsze zapełniona do ostatniego miejsca.

Konflikt między władzą a ludem trwa nadal, jak się potoczą losy, sam Bóg będzie musiał rozstrzygnięć ten spór. Lud, zajęty pracą i śledztwem, nie zwraca na  te sprawy większej uwagi, pewny swojej wiary, że z Bogiem i Kościołem nikt jeszcze nie wygrał, a ci co się za wielkich mieli, nawet małymi nie pozostali. Tyle niezłomnych dowodów zostawiła historia, kroniki i psalmy.

[s. 45]

W budowie naszego kościoła mają swój udział również zdrajcy i donosiciele, którzy pod rzekom[ym] spełnieniem obyw[atelskiego] obowiązku przyczynili się do przyspieszenia budowy w ten oto sposób.

Cofnijmy się teraz myślą wstecz o lat 40, kiedy to powstała pierwszy raz myśl budowy kaplicy w Ciścu, przez niestrudzonego śp. Tomasza Caputę przy ścisł[ym] związku, jaki panował między nim a ks. Bednarczyk[iem], podczas budowy domu katolickiego w Milówce. Na ten cel zmarły przekazał swoją parcelę, która w okresie powojennym została sprzedana przez ks. Bednarczyka prywat[nej] osobie. Sprawa budowy upadła. Po raz drugi dochodzi do głosu przez ks. Żaka, który był również opiekunem KSM w Ciścu w latach 50-tych, rodzi się zamiar budowy kaplicy, na ten cel miano zakupić barak. Ta koncepcja przyjęła się mocno wśród ludu i podczas poświęcenia sztandaru KSM, podczas uroczystej Mszy św. polowej przy kaplicy obok szkoły. Lud szczodrze rzucił ówczesnymi banknotami na ten cel. Pieniądze zostały zużyte przez KSM na tzw. cele kulturalno-rozrywkow[e]. Zamierzony cel po raz drugi upada.

Znów po raz trzeci budzi się po zakończeniu budowy przystanku kolejowego w Ciścu. Wtenczas były już zorganizowane warunki dostawy mater[iałów] wagonami [s. 46] na szlak z byłej parozowni w Żywcu. Ta akcja została zbojkotowana przez czynniki polityczn[e]. I znów po 20 latach wytężonej i mozolnej pracy społeczeństwa przy odbudowie i rozbudowie własnych domów, zniszczonych podczas okupacji i wznoszeniu nowych obiektów społecznego użytku, zaświtała myśl o budowie punktu katechetycznego do nauczania religii, który miał być zlokalizowany w budynku prywatnym na parceli M. W. Śleziaków. Koleje tej budowy były przeróżne i wymagają dodatkowego i obszernego opisu. Bogaty materiał w tej sprawi[e] z przesłuchania ludzi pracujących i osób podejrzanych zawierają akta 92 strony maszynopisu i jeśli dojdzie do rozprawy sądowej będzie to II rozdział naszej kroniki, bardzo ciekawy i pouczający.

Po raz czwarty – to już teraźniejsza budowa kościoła w warunkach nie notowanych w świecie, dzięki tylko swemu Stwórcy została doprowadzona do skutku i na miejscu wybranym przez Niego.

W tych trudnych chwilach łączymy się również myślami i sercem z tymi, którzy założyli kamień węgielny pod dzisiejszą świątynię – odeszli z tego świata. Dzisiaj już możemy dać tym duszom zmarłych odpowiedź, bo również uczestniczyły w dziele budowy. Tomaszu, Bóg przyjął twoją ofiarę od nas. [s. 47] ziarno, któreś posiał przed 40 laty wydało plon na parceli Śleziaków.

Dla zmarłej matki rodziny Śleziaków – Wiktorio, o czym mi jeszcze za życia marzyłaś, dzisiaj stało się rzeczywistością. Dzieci twojej na ten cel wzniosły, przekazały to, co od was odziedziczyły i to, co za swe zapracowane oszczędności zakupiły od sąsiadów. Bóg sam obrał to miejsce i przeznaczył pod budowę świątyni, która zadziwiła świat.

Serdeczne wam Bóg zapłać!

Długa i ciernista droga przeszłości doprowadziła lud cisiecki do Boga i zrozumienia prawdy. Odczuł w sumieniu próżnię i potrzebę budowy kościoła w swojej wsi liczącej ponad 3000 dusz, rozciągającej się wzdłuż rzeki Soły od strony Milówki do Węgierskiej Górki na przestrzeni 4 km. Dojazdy do kościoła w Milówce zajmowały każdorazowo 2 godziny czasu i ograniczały się jedynie do wypełnienia obowiązku w niedzielę.

Dla tych którzy dojeżdżali do kościoła w Milówce wydatek ten pochłaniał 250 000 zł  rocznie, biorąc za podstawę 1/3 ludności z ogólnego stanu. Drugie tyle mniej więcej zostawało przy tej okazji w restauracjach i barach.

Z ludu cisieckiego wyszło 6 kapłanów, w tym jeden [s. 48] zmarł w br. w Rzymie. [Chodzi o ks. Wojciecha Grzegorzka, zmarłego 21.06.1972 w Rzymie] Orszak sióstr zakonnych wypełniał luki w klasztorach i kościołach. Silna kadra nauczycieli z Ciśca uczy młodzież szkolną. Stanowiska w zakładach pracy objął zdolny personel inżynieryjno-techniczny. Lud cisiecki jest samowystarczalny na wszystkich odcinkach pracy, zasobny w ludzi  światłych dla wiary i państwa. Gospodarce narodowej przysporzy[ł] miliony złotych wartości w postaci czynów społecznych. Wieś Cisiec zelektryfikowana w 100%. Wodę bieżącą posiada 80% ludności. W okresie powojennym 50% budynków mieszkalnych i gospodarczych wybudowano i 20% odremontowano, dzięki swej pracowitości. Posiada pięknie obszerny Wiejski Dom Kultury, Remizę Strażacką nowoczesną, przystanek kolejowy i piękny długi żel-bet most na rzece Sole. Od lat zabiega o budowę nowej szkoły i przedszkola, czyni starania o budowę drugiego mostu,  który by połączył w jedną całość lud Małego i Dużego Ciśca. 

Jednak ten lud w tamte listopadowe dnie i noce nic nie znaczył,  nikt się z nim nie liczył z władz. Nic nie było jego własnością, którą mógłby rozporządzać według swej woli. Nikt go nie miał prawa bronić w tej trudnej i bez wyjścia sytuacji. Upodlony i oskarżony o największe przestępstwo, którego [s. 49] nie popełnił. Tego nikt nie potrafi opowiedzieć, opisać, co przeżył i przecierpiał nasz lud, a wytrwa[ł], bo silnej był wiary. Codziennie śpieszył na poranną Mszę św., by Bogu ofiarować przeżyty dzień i prosić o pomoc w następnym. Nie żywił urazy do władz, zrozumiał, że musi ponieść karę, lecz na tak straszną totalną nie był przygotowany. Do rejestru cierpień dochodzi nowa ofiara, dotkliwie pobity młody człowiek, idący do domu późnym wieczorem, za to, że był z Ciśca, uratowało go jedynie od strasznych następstw to, że był funkcjonariuszem MO. W restauracji w Węg.[ierskiej] Górce podczas zamieszki doszło do nieporozumień, pobito niechcący prokuratora, tutaj dopiero ukarano milicjanta, przenosząc go na inne stanowisko. Jednocześnie zdemaskowano bez reszty nastawienie władz do ludności. Lud,  który umiał budować, umie i bronić swojej zdobyczy – dniem i nocą czuwa, rozważa, co  go może jeszcze spotkać, modli się bez przerwy.

Z rozmachem i pospiechem, z radością i zadowolenie[m], w trudach i cierpieniu buduje i spełnia swój obowiązek – dając światu bezgraniczne przykłady wytrzymałości ludzkiej. Tylko sam Bóg kieruje tą sprawą. Roboty w grudniu sprowadzają się już jedynie do wykończenia wnętrza. Założono rynny. [s. 50] Oszklono okna. Podsypano fundamenty wewnątrz kościoła, na które wyszło 180 m3 kamieni i żwiru. Zakończo[no] szczyt od strony drogi. Zamontowano okno w szczycie. Założono drzwi wyjściowe tymczasowe z portretem i napisem „Kaplica pod wezwaniem Ojca Marii Maksymiliana Kolbe”. Obok tablica pamiątkowa ofiar poległych podczas II wojny światowej. Wykonano piękną sygnaturkę metalową i wraz z dzwonem umieszczono na kalenicy dachu. Pięknie wykonane krzyże z metalu ozdobiły wierzchołek sygnaturki, szczyty dachu i ołtarz polowy wewnątrz kościoła. Uporządkowano teren wokół kościoła. Ołtarz i wnętrze z każdym dniem upiększano.

Ofiarność ludzi w tym pomagała, każdy śpieszył ze swoją ofiarą dla Pana. Najcięższa i najbardziej odpowiedzialna praca ludu dobiegła do końca. Jednak na przyszły rok zostanie jeszcze dużo do zrobienia. Nie ma jeszcze stropu, podłoża i posadzki, chóru czyli galerii, która jest konieczna, bo lud z trudem się mieści wewnątrz kościoła, a wysokość 8 m nie wykorzystana, gdy  dojdą ławki sytuacja się pogorszy. Ludu z każdą niedzielą przybywa, przychodzą nawet z Węg.[ierskiej] Górki raz, że mają bliżej, a drugi stary kościół w Cięcinie również nie może pomieścić swoich wiernych. Tynkowanie wewnątrz i zewnątrz kościoła. Pokrycie dachu eternitem. Instalacja elektryczna i o[d]gromowa. Ogrzewanie kościoła [s. 51] jest również pobożnym życzeniem  ludności. Zachodzi jeszcze konieczność budowy przedsionka. Typowe okna trzeba zastąpić innymi, aby w pełni odpowiadały wyglądowi kościoła. Nie zapominajmy również o organach, sprzęcie liturgicznym i o ogrodzeniu kościoła, które też jest konieczne. Nie licząc, ile jeszcze trudności będzie musiał pokonać ten dzielny lud zanim spokojnie wpatrzy się w postać swojego Mistrza, Wodza i Króla.

Piątek, 15 grudnia następuje przegląd akt sądowych i równocześnie zamknięcie dochodzeń ze strony władz. Podejrzane 4 osoby, w tym 1-na kobieta, dla 2-ch jest to zamknięcie 5-ciu miesięcznych dochodzeń, z ulgą przyjętych. Z nagromadzonego materiału wynika, że jeśli dojdzie do sprawy, będzie ona długa i niespokojn[a], jak sama budowa.

Sobota 16 grudnia nowa i może już ostatnia w tym roku prowokacja ze strony władz. Oto w godzinach popołudniowych sam szef w towarzystwie wchodzi do wnętrza kościoła, ogląda, interesuje się wszystkim, zadaje pytania kobietom czuwającym, których wtenczas było niewiel[e] i uzupełniły je w momencie dzieci wracające ze szkoły. Widząc samochód MO przed kościołem wykazują zainteresowanie – klękają jak jeden przed ołtarzem – pomodliwszy się zajmują kołem miejsce wokół pieca – znów piękny i ciekawy obraz stanął przed oczyma władz, pobudzający ich do czułości i troski aż do przeziębienia się włącznie.

[s. 52]

Następnie dzieli się z wiadomościami, że doszło do porozumienia między władzą a kurią i niebawem  ksiądz przekaże jutro do wiadomości. Stojąc dłużej samochód MO zainteresował ludność, która zaczęła się schodzić po wiadomości, które dawały wiele do zrozumienia i nie przepowiadały łatwego zakończenia sprawy.

Szatan nadal knuje intrygę i podszeptuje swym zwolennikom nikczemne prowokacje. Tym razem uderzenie kieruje bezpośrednio na Kurię Metroplit.[alną] w Krakowie, bo lud prosty nie da się omotać w sidła.

Powstaje cichy spisek i zamach na uczucia ludzkie, w który to trudno jest uwierzyć, aby do tego mogło dojść po 42 dniach i tyleż nieprzespanych nocy. Nikt nie policzy włożonego trudu i wysiłku na mrozie, deszczu i śniegu. Setki godzin spędzonych na przesłuchaniach tych, co brali udział w budowie. Trudno jest ustalić liczbę najazdów, intryg i podstępów, jak również rewizji domów, mandatów i kolegiów za występki nie popełnione i tylko dlatego nałożone, że byli mieszkańcami Ciśca i zwolennikami nielegalnej budowy. Ofiara skrytobójcza i druga dotkliwie pobita o mało nie podzieliła los[u] pierwszego. Któż jest w stanie wyrównać krzywdę moralną, duchową i finansową całej rodzinie Śleziak[ów]. Tego poniżenia i hańby nie przebaczą umarli. To równa się gwałtowi na uczucia ludzkie i deptanie wiary naszych ojców. Żadna nas siła i podstęp [s. 53] do tego nie zmusi. Żadna siła nie odciągnie nas od wiar[y] i Kościoła. Nie damy zniweczyć naszego wysiłku i naszej ofiary dla naszego Mistrza i Pana, który był z nami od pierwszych chwil. Nie pójdziemy na żadne zamiany i  ustępstwa od naszego celu. Tak znam dopomóż Bóg i święta Męko Syna Jego. Straszne są chwile oczekiwania na to, co najgorsze może się stać. Lud zdwoił wysiłki,  bo w tych warunkach i czasie można się wszystkiego spodziewać. Lęk i trwoga nie omijały naszego ludu. Słowa pociechy w tych ciężkich chwilach napływają z kraju i zagranicy. Na budowę przyjeżdżają księża ze wszystkich stron, podają słowa otuchy, przykłady z własnego terenu. Na miejscu dopiero przekonują się o tym, co słyszeli z ust świadków – inaczej to sobie wyobrażali. Spędzają sen z powiek [?] – ogarnia podziw i uznanie. Wytrwajcie a zwyciężycie. Będziemy się modlić za was wraz z całym naszym ludem. Ostatnie bezśnieżne dni Adwentu upływały spokojnie, który spędzono na dalszym czuwaniu i modlitwie, oczekując Narodzin Dzieciątka w nowym kościele ubogim i skromnym wybudowany[m] na wzór stajenki. O niczym nie zapomniano w przygotowaniach do I. [pierwszej] uroczystej Mszy Pasterskiej. Dwa dni przed Wigilią kościół przewidział odświętny wygląd, jak mogli przystroili gołe mury. Zainstalowano prowizoryczne oświetlenie wnętrza i choinek. Jest szopka własnego [s. 54] ludowego pomysłu i wykonania. Dekoracja wokół ołtarza w kolorze niebieskim, W środku piękny dywa[n], na nim obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, na nim krzyż, symbol wiary, a pod nim wizerunek ojca Kolbego, dowód męczeństwa i cierpienia współczesnych wyznawców Chrystusa. Zamontowano głośniki, aby lud słyszał każde słowo naszego kapłana.

Nasz lud przygotował się na tą wielką uroczystą chwil[ę], W tym roku złoży Mu największą inną najcenniejszą ofiarę. Kościół walczący i cierpiący Z głębi serc wypływający, od 40 lat oczekiwany. W okresie swego Narodzenia przypomniał nasz Zbawca ludowi swojemu słowa wypowiedziane do swego ucznia: Piotrze ja tobie powiadam, żeś Ty jest opoką. Na tej opoce zbuduję Kościół Mój,  a bramy piekielne nie zwyciężą go. Tobie dam klucze od Królestwa Niebieskiego. Cokolwiek rozwiążesz na ziemi będzie rozwiązane w niebiosach. Paś baranki Moje, paś owce moje. Słowa Chrystusa towarzyszące nam od pierwszego dnia budowy pozostaną na zawsze w sercu naszego kapłana i jego ludu,  z którym się zżył,  z którym pozostanie,  by nieść mu słowa pociechy i kończyć rozpoczęte dzieło Boże. 

Inaczej, niż w poprzednich świętach, modlił się nasz lud. Chociaż codziennie były 2 Msze św., kościół był zapełniony do ostatniego miejsca, pomimo, że połowa ludności Małego Ciśca była mu nieprzychylna, uznając go [s. 55],  jak przystanek w Ciścu [za] zbyteczny. Na znak protes[tu] udziału w nabożeństwach nie brała spora część społeczeństwa z Małego Ciśca.

Boże, lud twój czcią przejęty, wyciągam dłonie o pom[oc] w skupieniu jednej owczarni pod jednym Pasterzem. Ty, któryś chodził po naszej ziemi usłanej cierniami. Na której ludzkość zgotowała Tobie najokrutniejszą mękę i śmierć za odkupienie nas. Tyś  rozkuwał kajdany w niewoli ludowi polskiemu. Tyś rozstrzygał losy bitew i woje[n]. Tyś dwukrotnie dźwigał nasz naród z wiekowej niewoli i upodlenia. Tyś, Ojcze, umiłował i doświadczył naród polski. Tobie i w Twoje Przebite Ręce dzisiaj swój i Kościoła naszego powierzamy los. Ty nas broń przed nieprzyjaciółmi. Ty Jeden tylko możesz rozstrzygnąć ten spór. Bogata i wiecznie żywa jest historia nasza i żadna siła i przemoc nie zniszczą wiary w narodzie. Wieki odmierzały czas tysiąclecia. Czterdzieści polskich pokoleń z nią się urodziło i z nią umierało, najpiękniejsze i najsmutniejsze chwile z nią wiązało. Jakże odmienne i niepowtarzalne są początki II-go tysiąclecia narodu naszego. W początkach chrześcijaństwa władcy państwa dawali przykład i zachęcali lud do jej przyjęcia. Budowali świątynie – w silnej wierze ludu widzieli potęgę swego kraju. Wszystkie czynności, uroczystości, [s. 56] rozpoczynali z Bogiem.

Nowe tysiąclecie przekreśla całkowicie poprzednie. Wiarę ludu, głęboko zakorzenioną, spycha się w ślepy zaułek, a zastępując ją nową nauką i teorią. Robi się wszystko, aby odwieść i pokazać ludowi, że bez niej da się lepiej, wygodniej żyć i pracować w lepszych warunkach, wolny czas poświęcić na rozrywki kulturalne i osobiste. Zapominając o tym, że Kościół i wiara to żywy organizm narodu i każde zadraśnięcie powoduje dotkliwy ból i rozgoryczenie. Zmienne było szczęście narodu naszego, lecz wola Boża zawsze cuda czyniła od jej zarania aż po dzień dzisiejszy.

Jedna jest wiara Chrystusowa na świecie lecz w narodzie polskim jest najpiękniejszą i najżywszą – posiada tyle bogatych tradycji, głębokich uczu[ć], wielkiego dorobku i najcenniejszej wartości, za którą naród płacił największą ofiarę [:] życie własne. Który naród na świecie obrał sobie Matkę Chrystusa za swoją Królową, a Częstochowa stała się jego duchową stolicą. Wiara szła z narodem wszędzie, dzieliła jego losy wzniosłe i upadki, tułaczkę i niewolę i odmładzała ducha w narodzie.

Wszystko, co osiągnął i posiada naród jest jej skarbnic[ą]. Lud cisiecki dzięki silnej wierze mógł przetrwać [s. 57] ten krótki i bolesny okres przedświąteczny, by znów z radością serca z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku stanąć u żłobka Bożej Dzieciny we własn[ej] świątyni i zaśpiewać piękne staropolskie kolędy.

Święta Bożego Narodzenia upłynęły w cichej, spokojnej, pogodnej atmosferze. Przez usta kapłana popłynęły do ludu słowa pociechy, wraz z najserdeczniejszymi życzeniami. Ojciec Miłosierny nawet piękną, bezwietrzną i nie mroźną pogodą swoje dzieci obdarzył, aby w pełni mogli korzystać z owocu swej pracy warunkach nienadzwyczajnych. 

W takich warunkach obchodził święta nasz lud. Rok w obfitości łaski Boże zbliżał się do końca. Jeszcze jeden wypadek miał mu odjąć blasku, który spowodowały niewdzięczne niewiasty z Małego Ciśca, zabraniając w kategoryczny sposób przekroczenia progu świątyni księdzu z Niepokalanowa, który przyjechał do swoich, a swoi zgotowali mu kielich goryczy i kaza[li] wypić do dna. [WN nic nie wie o tym wydarzeniu. Zdarzały się wypadki, że nie wpuszczano ludzi po cywilu, twierdzących, że są księżmi. Kościoła pilnowali ludzie z Dużego Ciśca ] W jakże w ponurym świetle nakreślili dzieje kościoła, przynosząc dla nich tyle zła,  miszcząc[?]  kłopotów i zemsty władz – co w ogóle było niepotrzebne, gdyż przez tyle lat chodzili ludzie do Milówki. Tak wyglądała prawda u ludzi złośliwych i sfanatyzowanych, którzy do płonącego ognia dolewali oliwy i cieszyli się cierpieniami swych braci – mawiając: mają, co chcieli.

W tych dniach były z nami oczy, które patrzyły w głąb [s. 58] w dal i szerz. Wszystkie złe i dobre poczynania ludzi i władz przechwytywano w porę. Demaskowano złośliwość i zajadłość ludzką, aby w pełni dać świadectwo prawdzie i zostawić niezatarty obraz z tamtych pamiętnych dni.

Po pomoście łączącym Cisiec z Gnieznem przejdą znowu wieki drugiego tysiąclecia odmładzającego się Kościoła w Polsce.

Koniec części pierwszej pisanej metodą konspiracyjną i bezimienną.

Druga część kroniki obejmie okres od Nowego Roku i z nim wiążące się wydarzenia, jeśli dojdzie do słynnego procesu, przedstawimy go w całości.

Trzecia część będzie poświęcona zwycięstwu, którego lud nasz jest pewny i dojdzie niebawem do poświęcenia i oddania na Wieczną Cześć i Chwałę Bożą naszej świątyni.

Czwarta część będzie obejmować ofiarodawców i fundatorów Pomnika Votum Codzienności.

W takim porządku przewidujemy układ naszej kroniki kościoła w Ciścu. 

TOP